Wreszcie po paru latach zabraliśmy się do wyczyszczenia dna stawu, które było już strasznie zamulone.
Muszę przyznać, że słowo "zabraliśmy się" co do mojej osoby jest mocno przesadzone, gdyż moja rola polegała na włączaniu i wyłączaniu pompy. Jest to bardzo ciężka robota zdecydowanie dla facetów.
Ponieważ większość rybek została w zeszłym roku zjedzona przez jakiegoś intruza (prawdopodobne karczownika) nie było nam tak szkoda spuszczać wody. Rybki niestety płyną (lub są wciągane) w stronę pompy i sporo ich traci życie. Te co udało się wyciągnąć z mułu przeczekały prace w wiadrze.
Teraz na trawniku leży kupa mokrego, strasznie ciężkiego mułu i czeka na wyschnięcie i wywiezienie. Wywożenie mokrego mułu taczką groziło zawałem serca.